poniedziałek, 1 marca 2010

Tunezja miejsca/ Tunisia places



Monastir

Marina w Monastirze jest bardzo dobrze oslonieta. Przez ponad miesiac jaki tu spedzilismy wialy 30tki z roznych kierunkow, a fale w porcie nawet nie dotykaly nam podlogi miedzy kadlubami co zdarzalo sie tak czesto w innych portach (rzecz mala, ale majac nisko zawieszony katamaran na takie rzeczy zwraca sie uwage). Lazienki bez zarzutu, podobne jak ceny: http://www.marinamonastir.com/Reservation-Eng/Tarifs-port.asp


Tak jak na Malcie budzily nas w nocy dzwony z - tak tam licznych - kosciolow, tak tu nawolywania z dwoch pobliskich meczetow, ktore piec razy dziennie byly nakladajacymi sie na siebie roznymi melodiami tych samych slow: ‘Allahu akbar (...) Haya ala as-sala’ czyli ‘Bog jest najwiekszy (...) Przyjdz na modlitwe’

W porcie obok nielicznych mew wroble, a w nocy mozna przezyc emocje ofiary wlamania przez koty wskakujace znienacka na poklad. Wg przewodnika koty sa tutaj wysoce powazane, miedzy innymi dzieki opowiesciom typu: kot ostrzegl Mahometa przed ugryzieniem weza albo kobieta poszla do piekla bo zaglodzila kota na smierc. Mimo to i tak najczesciej widac je niezadbane, chodzace po smietnikach czy zebrzace pod stolami restauracji.

Od czasu do czasu, od jachtu do jachtu chodzi sprzedawca miel’a i po pertraktacjach mozna kupic naprawde tanio ten tunezyjski ciekawy miod.

Jedyna drobnostka to ze przy poludniowych wiatrach sirocco trzeba czesto myc poklad. Jednego dnia przez caly dzien w powietrzu unosilo sie cos co wygladalo jak mgla a bylo w rzeczywistosci bardzo drobniutkim pylem. Ciezko sie oddychalo, slaba widocznosc i 28 stopni ciepla (bez widocznego slonca)! a na drugi dzien WSZYSTKO pokryte bylo cienka warstwa brazowego pylu.

Od momentu kupienia plastikowego zestawu do kokpitu: siedzien i stolu sniadania jemy na zewnatrz. Zeglarze, nasmiewajcie sie ile chcecie, ale to NAPRAWDE super sprawa ... na katamaranie :)



Dobrze w pamiec zapadla nam policja portowa z Monastiru. Pierwsza nasza rozmowa po przyplynieciu:

Policjant: macie polska wodke (3 mile od brzegu wypytali nas przez VHF o narodowosc i inne rzeczy) ?
Tomek: nie
Policjant: papierosy?
Tomek: nie palimy
Policjant: prowadzicie bardzo niezdrowy tryb zycia, przyjaciele

Rozmowa przed odplynieciem, w biurze policji:
Policjant do Tomka: Czy lubisz kawe? W Tunezji dobra kawa..
Tomek: Tak dobra..

Cisza

Policjant: Pojde z toba na lodke..

Na lodce:
Policjant: Macie laptopa?
Tomek: tak
Policjant: Dell’a?
Tomek: Dell’a
Policjant: A macie dwie ladowarki?
Tomek: jedna
Policjant: Acha

Cisza

Policjant: Szef (pokazuje na biuro szefa), on lubi kawe (usmiech)
Tomek: Mamy tylko jedna i otwarta (usmiech)
Policjant: Ale po pracy lubi piwo (usmiech)
Mielismy ostatnia puszke Golden Brau ale bynajmniej nie chcielismy sie jej pozbywac przed podroza. Tomek sie tylko usmiechnal po czym zapanowala naprawde dluga, dla policjanta widocznie wcale nie krepujaca cisza, ktory w koncu powiedzial:
Ok, mozecie juz plynac.

Odnieslismy zabawne wrazenie ze gosc ma w kieszeni liste rzeczy, ktore akurat brakuja mu albo jego znajomym i na mocy swojego stanowiska mysli ze moze dostanie je od zeglarzy (moze zazwyczaj dostaje?). Troche to przypominalo sytuacje z dzieciakami na ulicach, ktore, ot tak, a nuz i bardziej oczekujaco niz proszaco mowia: one dinar, one dinar. Za niedanie pieniazka jednego razu nawet dostalo nam sie kamieniami /:

We had amusing time with the police in the marina.

On departure in the office:
Policeman: Do you like coffee? Tunisian coffee – good coffee..
Tom: Yes, good coffee.
Silence
Policeman: I will go with you to the boat

On the boat
Policeman: Do you have laptop?
Tom: Yes
Policeman: Dell?
Tom: Dell
Policeman: Do you have a spare charger?
Tom: No
silence
Policeman: Boss (pointing at the office), he likes coffee (smile)
Tom: we have only one, open (smile)
Policeman: After work, he likes beer (smile)
Tom only smiled. We had one last can of Golden Brau but why, WHY  should we give it to him?
Then came  really long silence when policeman probably realised we were not easy targets.
Policeman: Ok, you can go now.

Pierwsze co wychodzac z mariny widac to obok Ribatu (zamek, gdzie np. krecono sceny z Monty Pyton’a ‘Life of Brian’) - poprzedzone cmentarzem - majestatyczne Mauzoleum Habiba Bourguiby. Tu sie urodzil i tutaj zmarl (2000 r).

 
*

 
*



Sousse

Sousse to typowo turystyczne miasto. Nastawiona na turystow medina z 24 meczetami i szereg hoteli przy plazach czyli komercyjny obszar nazywany Boujaffar Beach. Dla nas Sousse byl glownie wezlem transportowym, miejscem wczesnych przesiadek przy porcie (stacja Bab Jedid) i przerw na kawe.

 


Kawiarnie na dachach zdarzaja sie ale nie sa tak popularne jak np. w Turcji.



El Jem

Koloseum w El Jem (230-238 n.e.) jest trzecim co do wielkosci koloseum i dobitnym przykladem pozostalosci rzymskiej cywilizacji w Afryce. Uderza tym ze znajduje sie w malutkiej miescinie wielkosci np. Goscina (miejscowosc kolo Kolobrzegu), a widac go daleko z pociagu bo otaczajace je domki sa przy starozytnej budowli smiesznie niskie.

 
*



Kairouan

Z uwagi na obecnosc Wielkiego Meczetu (najstarszy – z 7go wieku - meczet Afryki Pn.) miasto uznawane jest za czwarte swiete miejsce Islamu. To rowniez stolica dywanow i – nawet Tomek sie ze mna zgodzil – miasto z ‘najladniejsza’ (gaszcz pastelowych, z odpadajacym tynkiem, w wiekszosci w czystym stanie, ulic) medina.

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*


Wejscie do meczetu

 


Wielki Meczet

W cene biletu do Wielkiego Meczetu wliczony jest wstep na dach pobliskiego sklepu skad mozna zobaczyc cale Kairouan. Jednak nie mozna opuscic sklepu dopoki choc nie zerknie sie na sprzedawne dywany!

 
*



Chociazby dla widoku dzieci spiewajacych i wielbiacych Allaha warto bylo wydac te 8 dinarow.




Palmiarnia – Gabes

Zrobilismy sobie 4 km spacer z Gabes do pobliskiej wioski Chenini przez palmiarnie. Wyglada to jak nasze ogrodki dzialkowe tylko bardziej egzotycznie i zdecydowanie ma swoj klimat. Widzielismy ludzi, ktorzy recznie orali ziemie czyms, wlasnorecznie zrobionym, co predzej przypominalo haczke niz szpadel. Przejrzale, rozdziobane przez ptaki granaty, zapach palonych lisci palmowych, gospodarze dojezdzajacy na motorowerach ze swymi smiesznie wygietymi nogami. No i smieci, smieci, smieci.

 


Matmata i okolice

Matmata to planeta mlodosci Luka Skywalkera z Gwiezdnych Wojen, o czym nie mozna nie uslyszec bedac zaczepianym przez tubylcow. I rzeczywiscie nie mielismy za bardzo do czego porownac tych widokow.

*

 
*

 
*




Berberowie (rdzenni mieszkancy Tunezji) mieszkajacy w okolicach Matmaty znalezli sposob na mrozne zimy i upalne lata zchodzac pod ziemie. Ich wykopane na 6 m wglab mieszkania maja czesto kilka dziedzincow (charakterystyczne z otwarym dachem) polaczonych podziemnymi korytarzami a z kazdego dziedzinca rozchodza sie wejscia do roznych pomieszczen.
W Matmacie jest wiele mozliwosci by spac w jednym z jaskiniowych mieszkan.  Hotel Marhala jest jednym z lepiej zadbanych.

 
*



W rzeczywistosci Berberowska architektura wyglada jak ponizej. Miedzy wspolczesnymi budynkami, ktore sa w wiekszosci, mozna spotkac ten niebywaly widok – kratery w ziemi, ktore sa w rzeczywistosci domami.

 
*



Sahara

Biura turystyczne oferuja przerozne scenariusze pustynne, od kilku godzinnych do tygodniowych wypraw.
Poznane Polki ktore byly na zorganizowanej wycieczce powiedzialy nam, ze oprocz standardowej przejazdzki po wydmach samochodem czyli 4WD (4 wheel drive) i wielbladow, mozna bylo za odpowiednia oplata zamowic sobie pozorowane porwanie przez beduinow na koniach! Panowie podjezdzaja, krzycza po swojemu, zakrywaja kobiecie glowe, umieszczaja ja ‘przez pol’ na koniu i odjezdzaja :).

Zeby dotrzec do Wielkiego Ergu (wlasciwej pustyni) mozna wynajac samochod albo wziac tygodniowa wycieczke wielbladami, bo erg zaczyna sie dopiero jakies 50 km od Douzu i rozciaga sie 500 km na pd-zach w kierunku Algierii. Czlowiek myslac Sahara mysli piasek a okazuje sie ze tylko jedna dziewiata powierzchni Sahary jest nim pokryta. To czego my doswiadczylismy to strefa przejsciowa, przeplatajacy sie krajobraz piaszczystych wydm i terenu gdzie walczy sukcesja pierwotna roslin. Nie jest to moze zroznicowany widok ale o roznych porach dnia nabiera innego ciepla.

Dzienna stawka za 4WD wynosi 250 dinarow i ma to jak najbardziej sens dla 4 osob. Za nasza dwudniowa wyprawe wydalismy 35 od osoby.

 
*

 
*

 
*

*



W trakcie wedrowki Masud zrobil przerwe na modlitwe. Gdy Tomek wspomnial o tym wieczorem, Masud dumnie zapytal: ‘ile razy dziennie modlicie sie wedlug waszej wiary?’

 
*

*



Masud dowiozl nas na wielbladach do oazy. Wielblady sa proporcjonalnie naprawde dziwne. Calkiem ladne oczy nie ida w parze z jezykiem, dluuga szyja i  te smiesznie rozplaszczone parzyste kopyta. Na brzuchu maja wyrazne zgrubienie na ktorym siadaja (i spia).  Fajnie okresla je przewodnik nazywajac wielblada Toyota Corolla pustyni, ktory nie jest moze wystarczajaco luksusowy, ale jest funkcjonalny na tyle ze przetransportuje cie od jednej wydmy do drugiej. Problem ze podczas jazdy sikaja i w tym samym czasie machaja ogonem i to nie na boki tylko gora dol. Poznane Polki powiedzialy ze miedzy innymi dlatego daja turystom tuniki do nalozenia. My nie dostalismy. Tak jak na koniu podrzuca gora-dol, tak jezdzac na wielbladzie przod-tyl a dwugodzinna jazda wielbladem to bolesna sprawa, szczegolnie na drugi dzien.

Oaza: nie wygladalo to niezwykle. Nie bylo palm ani zrodelka ale przynajmniej nie bylo smieci. Wielblady spaly poza obozem o zwiazanych nogach.

 *



Krolestwo Bubakera



Wedlug Masuda wielblada mozna kupic za 1500 dinarow a utrzymanie ich kosztuje go wiecej niz jego – rowniez trzy – corki.

*

 
*




Widoki z autobusu gdzies pomiedzy Tozeur a Kairouan

 Suche przez wieksza czesc roku, slone jezioro Chott El-Jerid (5000 km2)

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*



Hergla

Policjant w Monastirze byl dosyc podejrzliwy gdy dowiedzial sie ze plyniemy do Hergli. Dopytywal sie dlaczego, skoro tuz obok jest turystyczny Port el-Kantaoui i czy mamy w Hergli znajomych. Dotarwszy na miejsce panowie z policji juz nas oczekiwali i mieli odnotowane nasze wszystkie dane! Podejrzewamy ze cos z tym wszystkim wspolnego mialo polozone nieopodal lotnisko wojskowe. Z kutrami i rybackim klimatem portu kontrastuje widok 30 m niewykonczonego katamaranu stojacego na brzegu. Ot widok, hipcio wielkoscia wygladal przy nim troche jak orzech wloski przy kokosie.

Nabrzeze przy ktorym stalismy

 
*

 
*



Hammamet

W Hamamecie poczulismy sie spowrotem jak w Europie. Miasto i marina jak na poludniu Francji.


Beni Khiar

Spodziewalismy sie ze bedzie tanio (jak we wszystkich portach APIP), ale nie az tak –  3.78 dinara! - wyliczone dokladnie w arkuszu kalkulacyjnym pana z kapitanatu. Hammamet to np. 33. Oczywiscie w rzadowych portach (np. Mahdia, Hergla, Beni Khiar, Kelibia) nie mozna sie spodziewac wymyslnej infrastruktury dla zeglarzy ale najpotrzebniejsze rzeczy jak np. kawalek kei sa. W naszym przypadku, podobnie jak w Hergli, dostalismy miejsce przy kutrach, a wrecz zostalismy wcisnieci miedzy dwie wieksze jednostki. Choc locja pisze o 20 miejscach dla wizytorow to mielismy wrazenie ze ledwo dla nas starczylo miejsca wsrod tylu kutrow rybackich.

*

 *

*

 
*



Zawsze panuje jakies ozywienie na pokladzie gdy sie pojawiaja (nawet gdy nie swieca). Te byly mega duze i powolne.



Kelibia

W Kelibi spedzilismy trzy dni stojac longside do jachtu o nazwie ‘Menel’, ktory rowniez stal przytroczony longside do innego. I tak obladowany wygladal caly malutki pirs przeznaczony dla zaglowek, podczas gdy reszta portu nalezy zdecydowanie do kutrow, ktore regularnie dawaly o sobie znac fala o roznym poziomie przeszkadzalnosci. O potrzeby zeglarzy dba przemily, mieszkajacy na lodce, Abib Cze, ktorego zreszta goraco polecili nam Francuzi Christopher i Fabian. Problem ze z naszym francuskim i jego angielskim nie moglismy w pelni uzyc jego wiedzy i zyczliwosci. Stojac longside, by podlaczyc sie do pradu Tomek musial przedluzyc przedluzacz, by podlaczyc sie do wody musielismy zlaczylismy dwa weze do wody, by zatankowac kursowalismy rowerem z 10L baniaczkiem (nabrzeze ze ‘stacja’ jest zajete przez kutry). Czy wspomnialam ze nie ma lazienek? W Kelibi wydalismy resztki dinarow zaopatrujac sie w rozne rzeczy, glownie w rope (tylko 0.95 dinara za litr!). 


Cap Bon



Jakies 2 km od portu jest fajny odcinek plazowy, nietkniety budownictwem, ktory rozciaga sie zaraz za musztardowym hotelem. Na plazy znowu spotkalismy wielblady + male, biale kamelatka. Oczywiscie gdy pojawil sie wlasciciel zaraz zaczelo sie targowanie o jednego dinara (bo w koncu zrobilam zdjecie jego wielbladom!) i wtedy pojawila sie mysl radosci ze juz tak wkrotce .. znowu Europa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz