niedziela, 28 grudnia 2008

Mark Twain - Hipopotam



My... po prostu Basia i Tomek

Nasza prosta historia: emigracja do Anglii, dwa lata pracy, oszczędzania i szansa spełnienia marzenia. No i już oglądamy jacht, który może kupimy i wyremontujemy (Dartmouth Marina). Liście w kokpicie a w środku pleśń i pająki. Jeszcze widać wnętrze jachtu jak go zastaliśmy i owiewkę nad kokpitem z napisem: Mark Twain. Po trzech tygodniach przemyslen kupiliśmy jacht.




Żeby było taniej zamiast postoju w marinie wykupiliśmy miejsce w Langstone Harbour w Portsmouth (tzw. 'tidal mooring'), które jest jakieś 300 metrów od brzegu a dotarcie tam jest zupelnie uzależnione od przypływów i odpływów. Potrzebna nam więc była mała lodka i tak powstał "Krzyś", czyli sklejka, żywica epoksydowa i trochę maty szklanej. Wszystko to posklejane w naszym garażu przyjęło formę fajnej i jak sie okazało bardzo praktycznej łódeczki.


Zanim jacht przeprowadziliśmy z Dartmouth do Portsmouth potrzebna była kotwica i łańcuchy, w jakie trzeba było zaopatrzyć się na własną rękę i odpowiedzialność. Panu w marinie wystarczyło tylko zdjęcie tego ekwipunku, które wysłaliśmy. A kotwica to jakieś 500 kg betonu mieszanego w ogródku z pewna zawartością gruzu i starego krzesła uzytego jako zbrojenie.
Zrobić ją było łatwo, ale przewiezienie jej na brzeg wymagało więcej trudu. Plan transportu betonu z brzegu na wyznaczone miejsce był banalny: postawić na betonie łódkę i związać je ze sobą rozkładając równo ciężar kotwicy, potem wystarczy poczekać na przypływ, przepłynąć z całym ładunkiem na odpowiednie miejsce i przeciąć liny. Generalnie udało sie prawie idealnie:) bo beton wysunął sie sam z lin parę metrów od miejsca przeznaczenia a "Krzyś" był zanurzony prawie do polowy :0)

betonowa kotwica:



No i sprowadzamy s/y Mark Twain do Portsmouth. Najpierw odrobina konserwacji, farba przeciwporostowa, generalne porządki, ostatnie sprawdzenie pływów, prognozy i trasy i o 4 rano (jedyny dostępny termin) wrzuciliśmy jacht do wody. Pierwsza myśl: "Jedzie sie tym jak czołgiem a nie jachtem :)". Nie żebyśmy kiedyś jeździli czołgiem ale to nasz pierwszy raz na katamaranie i różnica jest zasadnicza. Może to te cztery metry szerokości w porównaniu z tylko ośmioma długości? Oczywiście jak na razie różnica na plus :)


Po wyjściu z Dartmouth pierwsza niespodzianka, otóż urządzenie sterowe, które w tym przypadku składa sie z kola sterowego, głowicy w której kolo sterowe ciągnie lub pcha stalowa linkę w pancerzu (jak hamulce w rowerze tylko średnica linki jakieś 6mm), poprzeczki przymocowanej do jednego steru i połączonej z ta linka, przestało działać!!! To znaczy trochę działa ale przeskakuje na zębach przekładni przy kole sterowym. Trzeba było skonstruować tymczasowy rumpel (z bosaka i wielu linek) jak na razie wystarczy.
No tak ale kolo Portland Bill wieje już 6 boufortow wiec czas trochę zrolować genuę, a ta ani drgnie, we trzech ciągnęliśmy linkę rolera żeby w końcu zauważyć ze jakaś linka która poprzedni właściciel po coś zostawił przy topie masztu a my zignorowaliśmy w porcie wkręciła sie w górna cześć sztagu i o rolowaniu nie ma mowy. Jedyne co byliśmy w stanie zrobić to owiniecie żagla wokół sztagu co niestety ze względu na wiatr i problemy ze sterowaniem nie wyszło zbyt ciekawie i resztę dnia spędziliśmy w towarzystwie łopotu genui. W związku z tymi problemami zawinęliśmy na dwie noce do Lulworth Cove, strasznie malowniczej zatoczki w której o świcie drugiego dnia powitał nas szkwał, który trochę nas powlókł ku brzegom mimo dwóch kotwic i.... śnieżyca!!! na początku kwietnia!!! na południowym wybrzeżu Anglii!!! Na szczęście kolejny dzień był rekordowym przebiegiem z prędkością maksymalna 12 węzłów na GPS (bo i z prądem) i na wieczór byliśmy już w Langstone Harbour :)

filmik z wyprawy:



To nasz pierwszy sztorm na jeszcze "Marku Twainie".
Tyle tylko ze w czasie sztormu nie było nas na pokładzie, spaliśmy spokojnie w domu podczas gdy niewłaściwie założone liny kotwiczne nie wytrzymały fal i wiatru no i poranny telefon od Coast Guard ze nasz jacht leży na brzegu!!!
Nie trzeba chyba mówić jakie to uczucie zobaczyć własny jacht leżący jednym kadłubem na piachu a drugim uderzający przy każdej najmniejszej fali o kamienie.
Na początku oprócz wyłamanego steru nie było większych uszkodzeń ale po kolejnym przypływie i kilku godzinach uderzania kadłuba o dno niestety pękniecie tuz przed kilem:(
dzięki potężnej 40 kg kotwicy wyniesionej kilkadziesiąt metrów wgłąb zatoki podczas odpływu, prowizorycznym załataniu dziury, naprawie steru i potężnego wysiłku naszego i Andrzeja który nam pomagał udało nam sie około 23 w nocy ściągnąć jacht na głębszą wodę, z dala od złowieszczych kamieni i resztek betonu porozrzucanych przy brzegu. No cóż .. kosztowna nauczka.




U gory po lewej tymczasowe miejsce postoju jeszcze "Marka" po uratowaniu. U góry po prawej kotwica "ratunkowa" czyli 40 kg stali nierdzewnej, zrobionej z resztek kuchni chińskich. No i nie ma wyjścia wyciągamy nasza łódkę na brzeg w marinie żeby dokonać niezbędnych napraw i zacząć remont. Po prawej na dole widoczna prowizoryczna łata.



No i zaczęliśmy remont, dziura została powiększona i wyszlifowana żeby usunąć wszelkie miejsca do których wtargnęła woda. Po tym od wewnątrz 11 warstw maty szklanej i żywicy epoksydowej no i jeszcze 3 warstwy na zewnątrz, trochę szpachli, farby epoksydowej i nie ma prawie śladu po pęknięciu :).



Przy okazji wyrzuciliśmy wszystkie meble i wykładziny ze środka no i zrobiliśmy nowe stery. Zależało nam bardzo żeby tym razem stery były zbalansowane, a wiec żeby około 1/3 steru wystawała przed oś obrotu. Dzięki temu siły na rumplu są o wiele mniejsze i mniejsze ryzyko przeciążenia układu sterowniczego.


Te stery to wynik konsultacji z naszym znajomym Robem - specjalista od kompozytów :).
Rdzeń ze sklejki wodoodpornej z dużą ilością włókna szklanego po bokach, potem warstwa pianki konstrukcyjnej, nadanie kształtu i kolejne warstwy tkaniny szklanej z żywicą. Na krawędziach wykończenie plikiem jednokierunkowych włókien szklanych przesyconych żywica, aby zabezpieczyć pletwy przed uderzeniami.


No a tak wygląda porównanie nowych i starych pletw sterowych :) No tak musieliśmy usunąć skegi aby przednia cześć nowych sterów mogla pracować.


A ze przekonaliśmy sie ze manewrowanie w porcie z silnikiem tylko w jednym kadłubie jest dosyć trudne, zamontowaliśmy ster strumieniowy w lewym kadłubie. Najpierw wycięliśmy otwór wykorzystując poziomice, statyw od aparatu, "oko" i wiertarkę. Potem już tylko laminowanie, przycinanie, laminowanie i laminowanie :).



Dla Basi przestrzeń życiowa była najważniejszym kryterium wyboru jachtu, wiec właśnie dlatego dodatkowo wycięliśmy ścianę pomiędzy dwoma rufowymi kajutami i stworzyliśmy jedna ale za to potężna jak na takie rozmiary jachtu :)



Okna to według nas jedna z większych zalet na katamaranie. Dlaczego?
Na zwykłym jachcie gdy siedzisz przy stole okna wydaja sie być pod samym sufitem i można czuć sie jak w piwnicy. A na katamaranie jak usiądziesz przy stole masz po prostu widok na horyzont  i to prawie dookoła! Oczywiście pod warunkiem ze okna są przezroczyste o co musieliśmy sie postarać wymieniając stare pleksowe popękane matowe szybki na poliwęglan:). Dodatkowo poszerzyliśmy wszystkie okna.
Dużo roboty ale napraaaaawde warto!





Jako ze ścianka pomiędzy rufowymi kojami już nie istniała trzeba było trochę wzmocnić podłogę. No i sufit na którym skrapla sie masa wody i który w lato zamienia sie w grzejnik zdecydowaliśmy sie zaizolować pianka poliuretanowa w spraju, dużo roboty ale efekt doskonały :). To nie koniec remontów na wodzie, bo zdecydowaliśmy sie na dość niebezpieczną czynność złożenia i postawienia masztu, by załatać sufit w salonie pod podstawa masztu gdzie było małe pęknięcie. Tu ukłony dla Szpila i Andrzeja ..


A to zatoka Langstone, która w ładną pogodę... potrafi być ładna.














Poklad dziobowy juz od poczatku straszyl swoim stanem i wygladem, ale jakos do tej pory nie byl na tyle istotny zeby sie nim zajac.
W koncu zeby jakos wykorzystac zimowe weekendy w trakcie ktorych malowanie i klejenie raczej nie wchodzi w gre zabralismy sie i jakos nam wyszedl ten "foredeck".




Postanowilismy pomalowac lodke na bialo jako iz poklad byl juz troche 'zuzyty' i w gorace dni potrafil nieznosnie sie nagrzewac. Usuniecie wszystkich okuc, mycie, szlifowanie zajelo wiekszosc czasu. Po tygodniu i trzech warstwach farby snow white hipopotam wybielal.




Kajute rufowa zaczelismy jeszcze na kotwicowisku wiec szlo powoli, bo za kazdym razem ladowanie narzedzi i materialow do samochodu potem na mala lodeczke, potem z lodeczki na jacht...






A juz po wyciagnieciu hipopotama na lad prace wyraznie przyspieszyly. Malowanie szafek, oklejanie podsufitka i dywanem dalo naprawde zadawalajace rezultaty. Przynajmniej na tyle zeby mozna bylo myslec o przeprowadzce :)




A w miedzyczasie miedzyrzeczy.. drzwi dzrzwiczki stopnie i wieele innych




Pierwsze dni mieszkania na jachcie: niezapomniane. To widok non-stop na okresowo wysychajaca zatoke Langstone - wiec kurcze nie da sie podpiac tego pod 'z widokiem na morze', to restauracja Bombay Bay i wiecznie kuszace zapachy curry, to wentylator huczacy nad glowami do 1:30, sasiadujacy smietnik wielkosci naszej lodki, pralnia na zetony, to spanie z naczyniami bo w kuchni na razie graciarnia, plaza nudystow 200 metrow dalej, i dwie pary Polakow zeglarzy natychmiast poznanych ktorzy tez chca troche wolnosci .. Ciezko ze do pracy trzeba rano, bo po pracy - druga praca, a kazde drewienko, poleczka, malowanie to dwa razy wiecej roboty niz sie wydaje. Hmm - zdecydowanie polecam :)





Zaczelismy od kuchni jako iz niemoznosc gotowania chociazby wody na herbate byla bardzo ograniczajaca. W prawym dziobie zamocowalismy 120 litrowy zbiornik wody. Ze starych 'mebli' nie zostawilismy nic oprocz jednej scianki dzialowej, ktora byla jeszcze w dobrym stanie. Idealnym materialem na kuchnie (jak i na inne meble) okazal sie grp - bardzo latwy w obrobce i utrzymaniu a przede wszystkim jasny ;). Nad zbiornikiem wodnym polka na zapasowe zagle, a w jednej z szafek kuchennych -obok echosondy- zamocowalismy log do pomiaru predkosci pradu (badajac roznice wskazan ktora daje gps - rzeczywista predkosc wzgledem powierzchni ziemi - a ta ktora daje log mozna okreslic jak szybki jest prad).




Salon przez dlugi czas byl graciarnia. Nie wyroznialo go to od innych przestrzeni, bo jak zabralismy sie w koncu za niego to wszystkie sprzety tymczasowo poszly do kadlubow. Nowy stol (grp), nowe materace, pomalowanie siedzien, obicie okien i sufitu zrobily swoje.



Nasze stanowisko do nawigacji to: rozkladany stol (siedzeniem jest stopien), vhf, monitor rozladowania akumulatorow, wtyczka 12 v i duuzo ksiazek - mniej i bardziej potrzebnych.





Z toaleta bylo najmniej roboty: nowy podest pod wc, pomalowanie, polki, zamkniecia do grodzi.



Mielismy troche problemow z odbojnica m.in. bardzo sie skrecala i odstawala po przykreceniu. Jedno z nas musialo maksymalnie ja naciagac a drugie przykrecac. Miejmy nadzieje ze nie skonczy jak poprzednia - jako doniczka dla mchow. Na tydzien przed wodowaniem - szlifowanie i 4 warstwy porzadnej antyporostowki.



Lodke przechrzcilismy na dzien przed wodowaniem i przed przybyciem inspektora, ktory oczywiscie mial dokonac inspekcji hipopotama a nie marka t. Litery na zaglu i tak go zwiodly ale na drugi dzien zostaly radosnie usuniete. Pierwsze wodowanie hipopotama i po zacumowaniu przy kei szybko zniknal wsrod innych jednostek. Zdecydowalismy sie na zakup baterii slonecznej (1m x 1.5m, 220wat) i wedlug porad pana inspektora lanucha 8mm o dlugosci 60m oraz widny kotwicznej.



Lodka przeszla survey bez wiekszych problemow. Swoj cel osiagnelismy, na ostaniej stronie raportu znalezlismy przymiotnik ' insurable' (mozliwy do ubezpieczenia) o co nam najbardziej chodzilo. Gosc spedzil 5 godzin na lodce, z tego 1.5 godziny zajelo mu same obstukiwanie kadlubow gumowym mlotkiem :). Zdrapywal farbe, badal czy nie ma osmozy i bardzo zwracal uwage na sprawy bezpieczenstwa. Podporzadkowalismy sie do wiekszosci jego zalecen: wymienilismy instalacje gazowa na kuchenke spirytusowa, wymienilismy relingi, dokupilismy brakujace gasnice, alarmy przeciwpozarowe, wypelnilismy niewinne pekniecia w kadlubach zelkotem, wypchnelismy wgniecenie w burcie..



Mocowanie nowej anteny (stara wydziobaly nam ptaki!)



Widok z masztu



i winowajcy..



hipopotam pod zaglami... 8-08-2009









nadszedl czas pozegnan i wizyt znajomych