środa, 31 marca 2010

Poludniowe Wlochy/ Southern Italy



Z Pantellerii wyruszylismy do Porto Empedocle i dalej na wschod, bo akurat tak nam pasowaly wiatry. Sycylie oplynelismy prawie wylacznie na bryzie, ktora dziennie pchala nasze 3 tony nawet do predkosci 5 wezlow. Zaczynala sie pare godzin po wschodzie slonca osiagajac maksimum ok 15tej i slabla przed zachodem. Mala fala i satysfakcjonujaca predkosc – fajna sprawa.

Kilkakrotnie kolo Sycylii towarzyszyly nam delfiny. Co niezwykle, gdy mijalismy kuter z prawej strony delfiny troche sie oddalaly na lewo by potem powrocic do ulubionej czesci naszej lodki czyli dziobow. Gdy zaraz potem mijalismy motorowke z lewej uciekly na nasza prawa i po chwili znowu wrocily scigac sie z dziobami..
 
*
 
*
 
*
 
*
 
*
 


Porto Empedocle, Gela, Porto Palo, zatoka w Syrakuzach, Catania , zatoka w Taorminie. Z Taorminy zaplynelismy do portu Roccella Ionica bo o jedynym porcie po drodze - Saline Ioniche w locji pisaly sprzeczne informacje z przewaga jednak tych ze wejscie do portu jest zapiaszczone. Locja (Block Marine Italia) niby z 2009 a ostatnie aktualizacje dotyczace tego portu sa z 2005. Znalezlismy w niej sporo innych niejasnosci oprocz braku aktualnych danych: mapy poszczegolnych obszarow, gdzie nie ma zaznaczonych portow tylko latarnie, a potem opisy poszczegolnych portow, ktorych nie wiadomo gdzie szukac, brak oznaczen gdzie jest nabrzeze dla gosci, czasami zly kanal VHF albo informacja: ‘VHF: YES, NO’.  Bez porownania lepszy byl angielski Reeds Nautical Almanac.

 
Porto Empedocle o swicie
 



Czynnosc ‘oblapywania masztu na wysokosci salingow’ - ekscytujaca pod warunkiem ze jest mala fala i ze siedzi sie na lawce bosmanskiej.
 



To byla idealna kotwica w idealnej do tego celu zatoce kolo Syrakuz
 



Porto Ulisse – Catania
 



Porto di Catania
 



Przemyslowe widoki Catanii na tle Etny
 



Wschod slonca – Taormina
 
*
 



Poludniowa czesc Calabrii to raczej monotonne widoki niewyremontowanych domow. Linia brzegowa jest niczym nie urozmaicona wiec kotwice raczej nie wchodzily w gre, porty niestety co 40-50 mil wiec przeskoki dlugie.

Od Crotone do Maria di Leuca towarzyszyl nam zupelny brak wiatru. Przekraczanie zatoki Taranto bylo jak zeglowanie po jeziorze. Pod owiewka schronienie znalazly zagubione owady i ptaki.
 
*
 



W Maria de Leuca popelnilismy blad, ktorego prawie nigdy nie popelniamy: wyruszylismy w morze majac prognoze tylko z jednego zrodla. Zazwyczaj przesadzamy w tej dziedzinie :).

Btw ostatnio do grona doszla fajna stronka www.passageweather.com gdzie mozna sciagnac skompresowane obrazki nie tylko dla wiatru, ale i wysokosci i kierunku fali, sytuacji barycznej. Ponadto od jakiegos czasu na sailing online sprawdzamy obecnosc szkwalow w miastach skad wyplywamy i dokad plyniemy. Gdy pamietamy o godzinach nadawania odbieramy na komputerze TELEX (przez radio).

Wobec braku netu w Maria di Leuca zadowolilismy sie prognoza z nieokreslonego zrodla od pana z kapitanatu wedlug ktorej mial byc idealny wiatr: 10-15 pn.-zach. Prognoza pokrywala sie z nasza sprzed 5 dni a trasa, choc byla przekraczaniem Adriatyku, wynosila zaledwie 47 mil (do najblizszej greckiej wyspy Othonoi). Przed polowa, 25 mil od celu zaczely sie silne wiatry, duze fale i szkwaly. To bylo zbyt rozne od naszych oczekiwan. Sprawdzilismy NAVTEXA. Ze Splitradio (Chorwacja) otrzymalismy: ‘Southern Adriatic: gusts of NW 30/40 knots increasing’. Z Kerkyra Radio (Grecja): ‘South Adriatic W NW, 6-7, loc. thunderstorms’. Przed zrzuceniem grota nasza predkosc dochodzila do 10 wezlow. Z punktu widzenia przechylow ta lodka to cudo (choc krzesla ogrodowe trzeba bylo przywiazac krawatem do wanty). Z jachtem nie dzialo sie nic strasznego, tylko te widoki.. Zalozylam henryka (gore-texowa czapka Henri Lloyd – wyborna rzecz, bez ktorej ten rejs nie bylby tak komfortowy jaki jest) odwrotnie o 180 stopni tak ze klapki na uszy byly teraz klapkami na oczach i patrzac prosto moglam widziec tylko wyspe, odcinajac wzrok od fali nadchodzacej z lewej, przechodzacej z prawej i od klebiastych kalafiorow nad Albania. Jedyne co wytracalo z rownowagi to spieniony szczyt co niektorej fali, ktory przesuwal nas gwaltownie w poziomie o jakis metr w prawo, zanim jeszcze zdazylismy splynac w doline. Niesamowita sprawa: to jakby ktos wzial lodke w obcegi i nagle ja przesunal w idealnym poziomie, niezwykle doswiadczenie. Nie bylismy sami. Byly z nami delfiny: surfowaly z falami! Ale i wyskakiwaly z jednej w druga ‘pod prad’, robily smieszne piruety, ktore konczyly sie blazenskim spadaniem plackiem i bokiem na wode. To byl jedyny raz gdy nie wyszlismy na dziob by je podziwiac. W takich chwilach nie pozostaje nic innego jak tylko racjonalna mysl ze trzeba to po prostu przeczekac. Odnosnie tej historii i potrzeby rzetelnych prognoz pogodowych powiedzialabym – ‘lesson learned’ ale z drugiej strony, gdy czlowiek przezyje to czego zawsze sie obawial i okaze sie ze te 30tki i 3 metrowe fale nie powoduja az takiego zagrozenia a lodka spisuje sie wysmienicie, jest zadowolony ze przezyl swoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz