środa, 31 marca 2010

Poludniowe Wlochy/ Southern Italy



Z Pantellerii wyruszylismy do Porto Empedocle i dalej na wschod, bo akurat tak nam pasowaly wiatry. Sycylie oplynelismy prawie wylacznie na bryzie, ktora dziennie pchala nasze 3 tony nawet do predkosci 5 wezlow. Zaczynala sie pare godzin po wschodzie slonca osiagajac maksimum ok 15tej i slabla przed zachodem. Mala fala i satysfakcjonujaca predkosc – fajna sprawa.

Kilkakrotnie kolo Sycylii towarzyszyly nam delfiny. Co niezwykle, gdy mijalismy kuter z prawej strony delfiny troche sie oddalaly na lewo by potem powrocic do ulubionej czesci naszej lodki czyli dziobow. Gdy zaraz potem mijalismy motorowke z lewej uciekly na nasza prawa i po chwili znowu wrocily scigac sie z dziobami..
 
*
 
*
 
*
 
*
 
*
 


Porto Empedocle, Gela, Porto Palo, zatoka w Syrakuzach, Catania , zatoka w Taorminie. Z Taorminy zaplynelismy do portu Roccella Ionica bo o jedynym porcie po drodze - Saline Ioniche w locji pisaly sprzeczne informacje z przewaga jednak tych ze wejscie do portu jest zapiaszczone. Locja (Block Marine Italia) niby z 2009 a ostatnie aktualizacje dotyczace tego portu sa z 2005. Znalezlismy w niej sporo innych niejasnosci oprocz braku aktualnych danych: mapy poszczegolnych obszarow, gdzie nie ma zaznaczonych portow tylko latarnie, a potem opisy poszczegolnych portow, ktorych nie wiadomo gdzie szukac, brak oznaczen gdzie jest nabrzeze dla gosci, czasami zly kanal VHF albo informacja: ‘VHF: YES, NO’.  Bez porownania lepszy byl angielski Reeds Nautical Almanac.

 
Porto Empedocle o swicie
 



Czynnosc ‘oblapywania masztu na wysokosci salingow’ - ekscytujaca pod warunkiem ze jest mala fala i ze siedzi sie na lawce bosmanskiej.
 



To byla idealna kotwica w idealnej do tego celu zatoce kolo Syrakuz
 



Porto Ulisse – Catania
 



Porto di Catania
 



Przemyslowe widoki Catanii na tle Etny
 



Wschod slonca – Taormina
 
*
 



Poludniowa czesc Calabrii to raczej monotonne widoki niewyremontowanych domow. Linia brzegowa jest niczym nie urozmaicona wiec kotwice raczej nie wchodzily w gre, porty niestety co 40-50 mil wiec przeskoki dlugie.

Od Crotone do Maria di Leuca towarzyszyl nam zupelny brak wiatru. Przekraczanie zatoki Taranto bylo jak zeglowanie po jeziorze. Pod owiewka schronienie znalazly zagubione owady i ptaki.
 
*
 



W Maria de Leuca popelnilismy blad, ktorego prawie nigdy nie popelniamy: wyruszylismy w morze majac prognoze tylko z jednego zrodla. Zazwyczaj przesadzamy w tej dziedzinie :).

Btw ostatnio do grona doszla fajna stronka www.passageweather.com gdzie mozna sciagnac skompresowane obrazki nie tylko dla wiatru, ale i wysokosci i kierunku fali, sytuacji barycznej. Ponadto od jakiegos czasu na sailing online sprawdzamy obecnosc szkwalow w miastach skad wyplywamy i dokad plyniemy. Gdy pamietamy o godzinach nadawania odbieramy na komputerze TELEX (przez radio).

Wobec braku netu w Maria di Leuca zadowolilismy sie prognoza z nieokreslonego zrodla od pana z kapitanatu wedlug ktorej mial byc idealny wiatr: 10-15 pn.-zach. Prognoza pokrywala sie z nasza sprzed 5 dni a trasa, choc byla przekraczaniem Adriatyku, wynosila zaledwie 47 mil (do najblizszej greckiej wyspy Othonoi). Przed polowa, 25 mil od celu zaczely sie silne wiatry, duze fale i szkwaly. To bylo zbyt rozne od naszych oczekiwan. Sprawdzilismy NAVTEXA. Ze Splitradio (Chorwacja) otrzymalismy: ‘Southern Adriatic: gusts of NW 30/40 knots increasing’. Z Kerkyra Radio (Grecja): ‘South Adriatic W NW, 6-7, loc. thunderstorms’. Przed zrzuceniem grota nasza predkosc dochodzila do 10 wezlow. Z punktu widzenia przechylow ta lodka to cudo (choc krzesla ogrodowe trzeba bylo przywiazac krawatem do wanty). Z jachtem nie dzialo sie nic strasznego, tylko te widoki.. Zalozylam henryka (gore-texowa czapka Henri Lloyd – wyborna rzecz, bez ktorej ten rejs nie bylby tak komfortowy jaki jest) odwrotnie o 180 stopni tak ze klapki na uszy byly teraz klapkami na oczach i patrzac prosto moglam widziec tylko wyspe, odcinajac wzrok od fali nadchodzacej z lewej, przechodzacej z prawej i od klebiastych kalafiorow nad Albania. Jedyne co wytracalo z rownowagi to spieniony szczyt co niektorej fali, ktory przesuwal nas gwaltownie w poziomie o jakis metr w prawo, zanim jeszcze zdazylismy splynac w doline. Niesamowita sprawa: to jakby ktos wzial lodke w obcegi i nagle ja przesunal w idealnym poziomie, niezwykle doswiadczenie. Nie bylismy sami. Byly z nami delfiny: surfowaly z falami! Ale i wyskakiwaly z jednej w druga ‘pod prad’, robily smieszne piruety, ktore konczyly sie blazenskim spadaniem plackiem i bokiem na wode. To byl jedyny raz gdy nie wyszlismy na dziob by je podziwiac. W takich chwilach nie pozostaje nic innego jak tylko racjonalna mysl ze trzeba to po prostu przeczekac. Odnosnie tej historii i potrzeby rzetelnych prognoz pogodowych powiedzialabym – ‘lesson learned’ ale z drugiej strony, gdy czlowiek przezyje to czego zawsze sie obawial i okaze sie ze te 30tki i 3 metrowe fale nie powoduja az takiego zagrozenia a lodka spisuje sie wysmienicie, jest zadowolony ze przezyl swoje.

poniedziałek, 22 marca 2010

Pantelleria

 
 
 
Do Kelibi wrocilismy po 32 milach, z kursu Kelibia – Marsala (Sycylia), 80 mil, z powodu dzikich fal z roznych kierunkow, ktore zupelnie nie wspolgraly ze slabym pd.-wsch. wiatrem (10) i ktore na zlosc pojawily sie dopiero 25 mil od brzegu. Tak wiec byla to 14 godzinna meczaca wyprawa w morze zakonczona powrotem w to samo miejsce by jeszcze raz przejsc odprawe celna, wypelnianie formularzy, przeszukiwanie jachtu, bez osiagniecia celu podrozy. Gdy wyplywalismy drugim razem upewnilismy sie ze przez pare ostantich dni wiatr uksztaltowal korzystna fale z zachodu.

Nasz ponad dwutygodniowy pobyt na Pantellerii byl przymusowy z powodu silnych wiatrow, ale pobyt niespodziewanie urozmaicil nam jeden czlowiek:
Pete Dillon – 56 lat, z Nowej Zelandii, o nietrudnej do rozszyfrowania ksywie ‘Kiwi’. Od 4 roku zycia zwiazany z morzem, oplynal swiat trzy razy, w tym dwa razy omijajac Horn. Byl w 97 krajach, najdluzej bez widzenia ladu zeglowal 57 dni, sredni, dzienny przelot podczas podrozy dookola swiata – 130 mil. Na lodce mieszka juz 25 lat.

Poznal osobiscie wiekszosc uczestnikow rejsu Golden Globe (1968 rok, chodzilo o to kto pierwszy samotnie i non-stop oplynie swiat), Chojnowska – Liskiewicz oraz kilku innych slawnych i mniej lubianych, ktorych – jak mowi – gdyby wiedzial gdzie sa, poplynalby tam i ich zabil. Kilka razy plywal z Polakami m.in. Bartoszem Obracaj.

Ubrany w robocze ciuchy, z rekami czarnymi od roboty, ‘odpoczywa od plywania’ juz od roku na Pantellerii na swoim 34 tonowym (2,5 tony to sam zbiornik na wode) ‘Wired for sound’, ktory np. w kokpicie nad kolem sterowym ma zainstalowany monitor LCD do ogladania filmow podczas zeglug ;). Chirurg- ortopeda z zawodu, w wypadku na morzu stracil manewrowosc w rece i od tej pory zajmuje sie elektronika jachtowa. Przywital nas od razu, doradzil gdzie kupic piwo taniej o 30% (El Pinguino), gdzie serwuja najlepsza kawe (Tiffany’s), zdemaskowal mafijny charakter stoczni jachtowej Cantiere Navale Esposito, ktora podobno finansowo rzadzi cala wyspa i z ktorej uslug zreszta musielismy skorzystac by na kilka dni sciagnac maszt. Z Pete’em wymienilismy sie filmami, muzyka, skopiowal nam wiele przydatnych do zeglugi programow, razem analizowalismy prognoze przed naszym wyplynieciem, itp. Cool gosc.

Niesamowite ile taki czlowiek ma do opowiedzenia. Tydzien z rzedu spotykalismy sie wieczorem przy obiadokolacji i piwie a on – uzywajac zeglarskiego slownictwa poludniowej hemisfery (bo pewne rzeczy nazywaja na poludniowej polkuli inaczej) -  opowiadal i opowiadal. Dowiedzielismy sie np. kto okrada zeglarzy na wyspach Polinezji Francuskiej, o metodzie sztormowego dryfu ‘hove to’, o przepisie na flapjacki z wyspy Mauritius, o filozoficznej naturze Moitessier’a, ktory podczas Golden Globe uprawial joge - 5 godzin dziennie, albo jak piorun w Turcji w marinie zniszczyl mu elektronike warta 20 000 euro i sprawil ze rozrusznik silnika zespawal sie z silnikiem (nie dostal odszkodowania- Act of God), o radzeniu sobie z 60tkami i o falach 1.5 razy wyzszych niz jego maszt, o tym jak musial uderzyc kobiete korba od kabestanu bo ta w sztormie i panice uaktywnila bez jego wiedzy EPIRB...

O tym jak plynac na wyspe Sw. Heleny, bedac 2 dni drogi od niej, zostal zabrany na poklad jednostki ratowniczej by pomoc ratowac ofiary powaznego wypadku drogowego na wyspie. Jeden z mieszkancow wyspy, przyjaciel Pete’a, ktory tam na niego oczekiwal, w obliczu wydarzen, poinformowal ‘search and rescue’ o tym ze taki a taki doktor jest w drodze na wyspe. Zona Pete’a dostala dwoch panow do pomocy by doplynac sama do wyspy, podczas gdy jej maz odplynal statkiem by skladac polamanych.

Albo jak byli zaledwie 6 mil od Durbanu (Pd. Afryka), gdy zauwazyli gwaltowny spadek cisnienia. Przez VHF skontaktowali sie z portem. Zostali zapytani:
- Czy jestescie w stanie plynac teraz 15 wezlow?
- nie
- to radzimy uciekac od ladu
No i zawrocili, probujac jak najszybciej uciec z szelfu kontynentalnego, gdzie prad Agulhas poteguje fale. I dryfowali tak przez dwa dni a wialy 60tki..

Takie i inne historie (moze przejazkrawione, moze nie, glupio bylo dociekac) moglismy uslyszec a twarz i oczy takiej osoby gdy opowiada o takich rzeczach sa nie do zapomnienia. Kiwi nie widzi sensu spisywania swoich przezyc, prowadzenia stronki, napisania ksiazki a o jego przygodach mozna sie dowiedziec jak my, po prostu sluchajac go przy piwie.

Tak jak Robin Knox-Johnston, na ktorego ‘wykladzie’ o jego dwoch podrozach dookola swiata bylismy tuz przed wyplynieciem, Pete Dillon twierdzi, ze zeglowanie 40 lat temu bez obecnej techniki bylo ciekawsze, bo nie poswiecalo sie tyle energii i czasu by omijac sztormy, tylko wspolpracowalo sie z tym co przyszlo.

Na moje pytanie jak radzi sobie ze strachem, odpowiedzial:
‘You have to believe – even a little- that you’ll survive.(...) You have to be one step ahead of the mother nature (by constantly checking clouds, barometer, etc. By noticing slightest difference in boat’s movements), if you’re not – you’re dead. (...) If you are not confident – you are dead. (...) I respect the sea and I have this litlle, little hope that the sea respects me’.

Patrzelismy na Kiwi i w miare jak go sluchalismy rosl nasz podziw. Po powrocie na lodke zaczelam sie zastanawiac dlaczego tak bardzo podziwiamy wielkich zeglarzy. Odpowiedz znalezlam w ksiazce o Golden Globe, ktora Pete dal nam tego samego wieczoru: ‘A voyage for madman’ by Peter Nichols (film: Deep water):
‘J.R.L. Anderson writes about lone hero figure in society, the rare character who by his or her exploits stimulates powerfull mass excitement. Homer’s Ulysses is the classic archetype.  Anderson believes this ‘Ulysses factor’ – a powerfull drive made up of imagination, self-discipline, selfishness, endurance, fear, courage, and perhaps most of all: social instability – is a generic instinkt in all of us, but dormant in most.’
(...) Part of the attraction of these loners is that they invariably look and sound normal: they look like us. They’re usually modest when asked how they survived their terrible ordeals, they readily admit their fear, and in so doing they fool the rest of us into thinking that they are like us – or more accurately, that we could be like them. They become our idealized selves, and so they take us with them, in a way, when they climb Mount Everest or sail around Cape Horn.’



Sa dwa porty w miescie Pantelleria na Pantellerii: Porto Nuovo i Porto Vecchio, oba bezplatne, oba zarzadzane przez Guardia Coastierra. Przy obu sa budki z pradem i woda ale nie dzialaja, w/g slow Kiwi odlaczone na zadanie mafii Esposito, ktorej to nabrzeze podobno oferuje zeglarzom prad za 40 euro za dzien. Do Porto Vecchio wchodzi tragiczna fala przy wiatrach pn.-zach. Nie mielismy okazji sie o tym przekonac bedac zawczasu uprzedzonym przez miejscowych rybakow, podczas gdy Guardia Coastierra tumiwisistycznie powiedziala ‘you’ll be fine where you are’. Posluchalismy rybakow i poplynelismy do Porto Nuevo. W Porto Nuovo z kolei problem taki ze miejsca ograniczone a co kilka dni nabrzeze ‘Molo Toscano’ jest miejscem rozladunku ryb. Wygladalo to tak ze podjezdzal gosc samochodem (raz w tym celu szukal nas pol dnia po miescie) i mowil ze o 5tej rano przyplynie kuter zebysmy sie przestawili. Problemu nie bylo dopoki nie zjawily sie dwa inne, obszerne jachty (kolejne ktore uciekly po paru nocach z Porto Vecchio) i zrobilo sie tlocznie. No wiec pewnego wczesnego ranka (bylismy ustawieni longside do lodki Kiwi) budzimy sie od huku silnika i widzimy przez szyby rufy kuter kierujacy sie prosto na nas, ktory zbliza sie i oddala probujac naprawic manewr podchodzenia do nabrzeza. Wiatr mu nie pomogl, a wrecz przytulil go do hipa.. co obtarlo nam burty, wygielo relingi i nam kregoslupy gdy probowalismy bezskutecznie go odepchnac. Bylam zdenerwowana na nich, i jakze zdziwiona gdy Kiwi, ktory nam pomagal w odpychaniu, po skonczonej akcji usmiechnal sie do nich i podziekowal za wspolprace a do nas rzekl: ‘just smile, this island is 100% mafia’.


Porto Nuovo
 



Przy znanych warunkach zauwazylismy spadek predkosci (gdy na silniku). Konieczne bylo czyszczenie obu srub z muszli.
 




Wyspa ma wiele do zaoferowania: lecznicze gorace zrodla (niektore nawet 100 stopni) rozsiane po wyspie a dostepne dla kazdego, terapeutyczne bloto w Lago di Venere, sauny na Montagna Grande (836 m), Luk Slonia, niezwykly smak capperi i wino Pantelleria Pessito. My najbardziej zapamietamy ja jako czarna (wulkaniczne skaly) wyspe rumiankow i malw, gdzie kwiaty zarastaja lawki i liczne szlaki (piesze i rowerowe), taka ‘laputa’ Ciesniny Sycylijskiej.

Cala Gadir
 

 
Okolice Rekhale
 
*
 

 
Scauri
 
*
 
*
 
*
 


Tracino
 



Arco dell’ Elephante
 


Siba
 
*
 
*
 




‘Sauna’ na oparach wulkanicznych. Takich dymiacych miejsc jest kilkanascie na powierzchni starej kaldery tuz obok Montaga Grande.
 
*
 



Campobello
 



Lago di Venere
 
*
 
*
 



Z wulkanicznych skal zbudowane jest niemal wszystko
 
*
 
*
 

poniedziałek, 1 marca 2010

Tunezja miejsca/ Tunisia places



Monastir

Marina w Monastirze jest bardzo dobrze oslonieta. Przez ponad miesiac jaki tu spedzilismy wialy 30tki z roznych kierunkow, a fale w porcie nawet nie dotykaly nam podlogi miedzy kadlubami co zdarzalo sie tak czesto w innych portach (rzecz mala, ale majac nisko zawieszony katamaran na takie rzeczy zwraca sie uwage). Lazienki bez zarzutu, podobne jak ceny: http://www.marinamonastir.com/Reservation-Eng/Tarifs-port.asp


Tak jak na Malcie budzily nas w nocy dzwony z - tak tam licznych - kosciolow, tak tu nawolywania z dwoch pobliskich meczetow, ktore piec razy dziennie byly nakladajacymi sie na siebie roznymi melodiami tych samych slow: ‘Allahu akbar (...) Haya ala as-sala’ czyli ‘Bog jest najwiekszy (...) Przyjdz na modlitwe’

W porcie obok nielicznych mew wroble, a w nocy mozna przezyc emocje ofiary wlamania przez koty wskakujace znienacka na poklad. Wg przewodnika koty sa tutaj wysoce powazane, miedzy innymi dzieki opowiesciom typu: kot ostrzegl Mahometa przed ugryzieniem weza albo kobieta poszla do piekla bo zaglodzila kota na smierc. Mimo to i tak najczesciej widac je niezadbane, chodzace po smietnikach czy zebrzace pod stolami restauracji.

Od czasu do czasu, od jachtu do jachtu chodzi sprzedawca miel’a i po pertraktacjach mozna kupic naprawde tanio ten tunezyjski ciekawy miod.

Jedyna drobnostka to ze przy poludniowych wiatrach sirocco trzeba czesto myc poklad. Jednego dnia przez caly dzien w powietrzu unosilo sie cos co wygladalo jak mgla a bylo w rzeczywistosci bardzo drobniutkim pylem. Ciezko sie oddychalo, slaba widocznosc i 28 stopni ciepla (bez widocznego slonca)! a na drugi dzien WSZYSTKO pokryte bylo cienka warstwa brazowego pylu.

Od momentu kupienia plastikowego zestawu do kokpitu: siedzien i stolu sniadania jemy na zewnatrz. Zeglarze, nasmiewajcie sie ile chcecie, ale to NAPRAWDE super sprawa ... na katamaranie :)



Dobrze w pamiec zapadla nam policja portowa z Monastiru. Pierwsza nasza rozmowa po przyplynieciu:

Policjant: macie polska wodke (3 mile od brzegu wypytali nas przez VHF o narodowosc i inne rzeczy) ?
Tomek: nie
Policjant: papierosy?
Tomek: nie palimy
Policjant: prowadzicie bardzo niezdrowy tryb zycia, przyjaciele

Rozmowa przed odplynieciem, w biurze policji:
Policjant do Tomka: Czy lubisz kawe? W Tunezji dobra kawa..
Tomek: Tak dobra..

Cisza

Policjant: Pojde z toba na lodke..

Na lodce:
Policjant: Macie laptopa?
Tomek: tak
Policjant: Dell’a?
Tomek: Dell’a
Policjant: A macie dwie ladowarki?
Tomek: jedna
Policjant: Acha

Cisza

Policjant: Szef (pokazuje na biuro szefa), on lubi kawe (usmiech)
Tomek: Mamy tylko jedna i otwarta (usmiech)
Policjant: Ale po pracy lubi piwo (usmiech)
Mielismy ostatnia puszke Golden Brau ale bynajmniej nie chcielismy sie jej pozbywac przed podroza. Tomek sie tylko usmiechnal po czym zapanowala naprawde dluga, dla policjanta widocznie wcale nie krepujaca cisza, ktory w koncu powiedzial:
Ok, mozecie juz plynac.

Odnieslismy zabawne wrazenie ze gosc ma w kieszeni liste rzeczy, ktore akurat brakuja mu albo jego znajomym i na mocy swojego stanowiska mysli ze moze dostanie je od zeglarzy (moze zazwyczaj dostaje?). Troche to przypominalo sytuacje z dzieciakami na ulicach, ktore, ot tak, a nuz i bardziej oczekujaco niz proszaco mowia: one dinar, one dinar. Za niedanie pieniazka jednego razu nawet dostalo nam sie kamieniami /:

We had amusing time with the police in the marina.

On departure in the office:
Policeman: Do you like coffee? Tunisian coffee – good coffee..
Tom: Yes, good coffee.
Silence
Policeman: I will go with you to the boat

On the boat
Policeman: Do you have laptop?
Tom: Yes
Policeman: Dell?
Tom: Dell
Policeman: Do you have a spare charger?
Tom: No
silence
Policeman: Boss (pointing at the office), he likes coffee (smile)
Tom: we have only one, open (smile)
Policeman: After work, he likes beer (smile)
Tom only smiled. We had one last can of Golden Brau but why, WHY  should we give it to him?
Then came  really long silence when policeman probably realised we were not easy targets.
Policeman: Ok, you can go now.

Pierwsze co wychodzac z mariny widac to obok Ribatu (zamek, gdzie np. krecono sceny z Monty Pyton’a ‘Life of Brian’) - poprzedzone cmentarzem - majestatyczne Mauzoleum Habiba Bourguiby. Tu sie urodzil i tutaj zmarl (2000 r).

 
*

 
*



Sousse

Sousse to typowo turystyczne miasto. Nastawiona na turystow medina z 24 meczetami i szereg hoteli przy plazach czyli komercyjny obszar nazywany Boujaffar Beach. Dla nas Sousse byl glownie wezlem transportowym, miejscem wczesnych przesiadek przy porcie (stacja Bab Jedid) i przerw na kawe.

 


Kawiarnie na dachach zdarzaja sie ale nie sa tak popularne jak np. w Turcji.



El Jem

Koloseum w El Jem (230-238 n.e.) jest trzecim co do wielkosci koloseum i dobitnym przykladem pozostalosci rzymskiej cywilizacji w Afryce. Uderza tym ze znajduje sie w malutkiej miescinie wielkosci np. Goscina (miejscowosc kolo Kolobrzegu), a widac go daleko z pociagu bo otaczajace je domki sa przy starozytnej budowli smiesznie niskie.

 
*



Kairouan

Z uwagi na obecnosc Wielkiego Meczetu (najstarszy – z 7go wieku - meczet Afryki Pn.) miasto uznawane jest za czwarte swiete miejsce Islamu. To rowniez stolica dywanow i – nawet Tomek sie ze mna zgodzil – miasto z ‘najladniejsza’ (gaszcz pastelowych, z odpadajacym tynkiem, w wiekszosci w czystym stanie, ulic) medina.

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*


Wejscie do meczetu

 


Wielki Meczet

W cene biletu do Wielkiego Meczetu wliczony jest wstep na dach pobliskiego sklepu skad mozna zobaczyc cale Kairouan. Jednak nie mozna opuscic sklepu dopoki choc nie zerknie sie na sprzedawne dywany!

 
*



Chociazby dla widoku dzieci spiewajacych i wielbiacych Allaha warto bylo wydac te 8 dinarow.




Palmiarnia – Gabes

Zrobilismy sobie 4 km spacer z Gabes do pobliskiej wioski Chenini przez palmiarnie. Wyglada to jak nasze ogrodki dzialkowe tylko bardziej egzotycznie i zdecydowanie ma swoj klimat. Widzielismy ludzi, ktorzy recznie orali ziemie czyms, wlasnorecznie zrobionym, co predzej przypominalo haczke niz szpadel. Przejrzale, rozdziobane przez ptaki granaty, zapach palonych lisci palmowych, gospodarze dojezdzajacy na motorowerach ze swymi smiesznie wygietymi nogami. No i smieci, smieci, smieci.

 


Matmata i okolice

Matmata to planeta mlodosci Luka Skywalkera z Gwiezdnych Wojen, o czym nie mozna nie uslyszec bedac zaczepianym przez tubylcow. I rzeczywiscie nie mielismy za bardzo do czego porownac tych widokow.

*

 
*

 
*




Berberowie (rdzenni mieszkancy Tunezji) mieszkajacy w okolicach Matmaty znalezli sposob na mrozne zimy i upalne lata zchodzac pod ziemie. Ich wykopane na 6 m wglab mieszkania maja czesto kilka dziedzincow (charakterystyczne z otwarym dachem) polaczonych podziemnymi korytarzami a z kazdego dziedzinca rozchodza sie wejscia do roznych pomieszczen.
W Matmacie jest wiele mozliwosci by spac w jednym z jaskiniowych mieszkan.  Hotel Marhala jest jednym z lepiej zadbanych.

 
*



W rzeczywistosci Berberowska architektura wyglada jak ponizej. Miedzy wspolczesnymi budynkami, ktore sa w wiekszosci, mozna spotkac ten niebywaly widok – kratery w ziemi, ktore sa w rzeczywistosci domami.

 
*



Sahara

Biura turystyczne oferuja przerozne scenariusze pustynne, od kilku godzinnych do tygodniowych wypraw.
Poznane Polki ktore byly na zorganizowanej wycieczce powiedzialy nam, ze oprocz standardowej przejazdzki po wydmach samochodem czyli 4WD (4 wheel drive) i wielbladow, mozna bylo za odpowiednia oplata zamowic sobie pozorowane porwanie przez beduinow na koniach! Panowie podjezdzaja, krzycza po swojemu, zakrywaja kobiecie glowe, umieszczaja ja ‘przez pol’ na koniu i odjezdzaja :).

Zeby dotrzec do Wielkiego Ergu (wlasciwej pustyni) mozna wynajac samochod albo wziac tygodniowa wycieczke wielbladami, bo erg zaczyna sie dopiero jakies 50 km od Douzu i rozciaga sie 500 km na pd-zach w kierunku Algierii. Czlowiek myslac Sahara mysli piasek a okazuje sie ze tylko jedna dziewiata powierzchni Sahary jest nim pokryta. To czego my doswiadczylismy to strefa przejsciowa, przeplatajacy sie krajobraz piaszczystych wydm i terenu gdzie walczy sukcesja pierwotna roslin. Nie jest to moze zroznicowany widok ale o roznych porach dnia nabiera innego ciepla.

Dzienna stawka za 4WD wynosi 250 dinarow i ma to jak najbardziej sens dla 4 osob. Za nasza dwudniowa wyprawe wydalismy 35 od osoby.

 
*

 
*

 
*

*



W trakcie wedrowki Masud zrobil przerwe na modlitwe. Gdy Tomek wspomnial o tym wieczorem, Masud dumnie zapytal: ‘ile razy dziennie modlicie sie wedlug waszej wiary?’

 
*

*



Masud dowiozl nas na wielbladach do oazy. Wielblady sa proporcjonalnie naprawde dziwne. Calkiem ladne oczy nie ida w parze z jezykiem, dluuga szyja i  te smiesznie rozplaszczone parzyste kopyta. Na brzuchu maja wyrazne zgrubienie na ktorym siadaja (i spia).  Fajnie okresla je przewodnik nazywajac wielblada Toyota Corolla pustyni, ktory nie jest moze wystarczajaco luksusowy, ale jest funkcjonalny na tyle ze przetransportuje cie od jednej wydmy do drugiej. Problem ze podczas jazdy sikaja i w tym samym czasie machaja ogonem i to nie na boki tylko gora dol. Poznane Polki powiedzialy ze miedzy innymi dlatego daja turystom tuniki do nalozenia. My nie dostalismy. Tak jak na koniu podrzuca gora-dol, tak jezdzac na wielbladzie przod-tyl a dwugodzinna jazda wielbladem to bolesna sprawa, szczegolnie na drugi dzien.

Oaza: nie wygladalo to niezwykle. Nie bylo palm ani zrodelka ale przynajmniej nie bylo smieci. Wielblady spaly poza obozem o zwiazanych nogach.

 *



Krolestwo Bubakera



Wedlug Masuda wielblada mozna kupic za 1500 dinarow a utrzymanie ich kosztuje go wiecej niz jego – rowniez trzy – corki.

*

 
*




Widoki z autobusu gdzies pomiedzy Tozeur a Kairouan

 Suche przez wieksza czesc roku, slone jezioro Chott El-Jerid (5000 km2)

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*

 
*



Hergla

Policjant w Monastirze byl dosyc podejrzliwy gdy dowiedzial sie ze plyniemy do Hergli. Dopytywal sie dlaczego, skoro tuz obok jest turystyczny Port el-Kantaoui i czy mamy w Hergli znajomych. Dotarwszy na miejsce panowie z policji juz nas oczekiwali i mieli odnotowane nasze wszystkie dane! Podejrzewamy ze cos z tym wszystkim wspolnego mialo polozone nieopodal lotnisko wojskowe. Z kutrami i rybackim klimatem portu kontrastuje widok 30 m niewykonczonego katamaranu stojacego na brzegu. Ot widok, hipcio wielkoscia wygladal przy nim troche jak orzech wloski przy kokosie.

Nabrzeze przy ktorym stalismy

 
*

 
*



Hammamet

W Hamamecie poczulismy sie spowrotem jak w Europie. Miasto i marina jak na poludniu Francji.


Beni Khiar

Spodziewalismy sie ze bedzie tanio (jak we wszystkich portach APIP), ale nie az tak –  3.78 dinara! - wyliczone dokladnie w arkuszu kalkulacyjnym pana z kapitanatu. Hammamet to np. 33. Oczywiscie w rzadowych portach (np. Mahdia, Hergla, Beni Khiar, Kelibia) nie mozna sie spodziewac wymyslnej infrastruktury dla zeglarzy ale najpotrzebniejsze rzeczy jak np. kawalek kei sa. W naszym przypadku, podobnie jak w Hergli, dostalismy miejsce przy kutrach, a wrecz zostalismy wcisnieci miedzy dwie wieksze jednostki. Choc locja pisze o 20 miejscach dla wizytorow to mielismy wrazenie ze ledwo dla nas starczylo miejsca wsrod tylu kutrow rybackich.

*

 *

*

 
*



Zawsze panuje jakies ozywienie na pokladzie gdy sie pojawiaja (nawet gdy nie swieca). Te byly mega duze i powolne.



Kelibia

W Kelibi spedzilismy trzy dni stojac longside do jachtu o nazwie ‘Menel’, ktory rowniez stal przytroczony longside do innego. I tak obladowany wygladal caly malutki pirs przeznaczony dla zaglowek, podczas gdy reszta portu nalezy zdecydowanie do kutrow, ktore regularnie dawaly o sobie znac fala o roznym poziomie przeszkadzalnosci. O potrzeby zeglarzy dba przemily, mieszkajacy na lodce, Abib Cze, ktorego zreszta goraco polecili nam Francuzi Christopher i Fabian. Problem ze z naszym francuskim i jego angielskim nie moglismy w pelni uzyc jego wiedzy i zyczliwosci. Stojac longside, by podlaczyc sie do pradu Tomek musial przedluzyc przedluzacz, by podlaczyc sie do wody musielismy zlaczylismy dwa weze do wody, by zatankowac kursowalismy rowerem z 10L baniaczkiem (nabrzeze ze ‘stacja’ jest zajete przez kutry). Czy wspomnialam ze nie ma lazienek? W Kelibi wydalismy resztki dinarow zaopatrujac sie w rozne rzeczy, glownie w rope (tylko 0.95 dinara za litr!). 


Cap Bon



Jakies 2 km od portu jest fajny odcinek plazowy, nietkniety budownictwem, ktory rozciaga sie zaraz za musztardowym hotelem. Na plazy znowu spotkalismy wielblady + male, biale kamelatka. Oczywiscie gdy pojawil sie wlasciciel zaraz zaczelo sie targowanie o jednego dinara (bo w koncu zrobilam zdjecie jego wielbladom!) i wtedy pojawila sie mysl radosci ze juz tak wkrotce .. znowu Europa.